Dziś będzie krótko, bo książka, o której chcę napisać, nie jest całkowicie beznadziejna. Czarny Faraon to lektura, która spowodowała u mnie mieszane uczucia. Uwielbiam starożytny Egipt, tamtejszych bogów (zwłaszcza Anubisa --> swoją drogą parę lat temu czytałam taką książkę Anubis Wolfganga Hohlbeina - nie dość, że nudne, to jeszcze głupie), faraonów i sekretne rytuały. Spodziewałam się więc, że tu będzie wszystko to, co powinno być w książce o rzeczonym starożytnym Egipcie. Akcja rozgrywa się ok. VIII wieku p.n.e. i opisuje bunt jednego z wodzów libijskich, mieszkających na północy Egiptu (Delta), przeciwko faraonowi Pianchiemu, którzy żyje sobie na dalekim Południu i nie wyściubia nosa poza swoje miasto Napatę. Oczywiście jest bardzo zdziwiony, że gdy on nie interesuje się prawie całym Egiptem (a nosi koronę zarówno Górnego, jak i Dolnego), ktoś ośmiela się podjąć próbę zjednoczenia kraju i przywrócenia mu ładu. Brzmi całkiem nieźle, prawda? Zwłaszcza że autor jest egiptologiem, więc powinien znać się na rzeczy. I możliwe, że na rzeczy się zna, ale na jej literackim przedstawieniu już nie. Zacznijmy od stylizacji językowej. Otóż leży ona nieżywa, raz po raz wstrząsana drgawkami pośmiertnymi w nielicznych momentach, kiedy autor wreszcie przypomina sobie, że akcja nie dzieje się we współczesności. Jedynie opisy strojów i obrzędów uświadamiają nam, że akcja dzieje się tam, gdzie ma się dziać. Przypomina to jednak przepisywanie podręcznika do historii, tylko w trochę bardziej przystępny sposób. Ale tylko trochę, bo w niektórych miejscach mamy po prostu suche fakty.
Zazwyczaj marudzę, że książki są za długie o 100, 200, 400 stron, ale tu niestety książka okazałą się za krótka. Jest po prostu denerwująco lakoniczna! Wielokrotnie napięcie rośnie, ale nie osiąga punktu kulminacyjnego. Pozostawia czytelnika w zawieszeniu z lekko drgającą powieką. Często też chciałoby się lepiej poznać historię danej postaci, ale autor streszcza ją najwyżej do dwóch zdań, bo służy mu to głównie po to, by wprowadzić bohatera do opowieści. Do TU i TERAZ. A mogłoby być naprawdę ciekawie, gdyby Christian Jacq dopisał tak ze 200 stron do tej swojej powiastki. Trudno mi bowiem nazwać to powieścią przez jej lapidarność.
Czuję niedosyt, bo książka ma potencjał, ale niestety niewykorzystany.
Czuję niedosyt, bo książka ma potencjał, ale niestety niewykorzystany.
Dla mnie 5/10